Nie powinnam się do tego przyznawać, ale jestem wielkim łakomczuchem. Gotowanie nie jest moim silnym punktem, gdyż nudzi mnie wielogodzinne stanie przy garnkach. Moja kuchnia jest prosta i szybka, co jednak nie znaczy, że bez smaku. Jedzenie to jednak co innego. Poprostu kocham jeść. I wcale nie potrzebuję do tego oddzielnego pomieszczenia w odpowiednim klimacie, mój kuchenny stół całkowicie zaspokaja moje potrzeby. A tak na poważnie to w kwestii jadalni jestem bardzo mało wiktoriańska i absolutnie nie czuję potrzeby jej posiadania. Tyle, że w moim przypadku jej funkcję spełnia częściowo kuchnia, co jak już wcześniej pisałam w tamtych czasach było niemożliwe.
Tak więc, jednym z kluczowych pomieszczeń w wiktoriańskim domu była właśnie jadalnia. Ulokowana zwykle w pobliżu głównego wejścia i salonu, bardzo ozdobna, miała za zadanie nie tylko służyć jako pomieszczenie do spożywania posiłków, ale często także do spędzania wspólnego czasu z rodziną, prowadzenia rozmów, a czasem nawet do pisania listów, przeglądania dokumentów. Wszystko zależało od tego, z ilu pomieszczeń składało się mieszkanie. Im było ich mniej, tym więcej każde z nich musiało spełniać funkcji.
Centralnym punktem jadalni był oczywiście ozdobny kominek, symbol domowego ogniska, oraz duże, wiszące nad nim lustro. Poza nimi oczywiście stół, krzesła i kredens. Często w jadalniach znaleźć można było także różnego typu stojaki na ozdobą porcelanę, stoliczki, biurka, duże drewniane zegary, fotele itp. Jeśli chodzi o kolorystykę, to zwykle wybierano "ciężkie" tapety w intensywnym kolorze czerwonym lub zielonym. Oprócz nich ściany obwieszane były obrazami, ozdobnymi talerzami i oprawionymi w ramki zdjęciami.
Do mojej jadalni wybrałam tapetę w kolorze pomarańczowym połączonym z czerwienią, co doskonale odzwierciedla atmosferę pomieszczeń sprzed ponad stu lat. Do tego drewniany kominek, wykonany z ramki na zdjęcie i cała gama drobnych przedmiotów, porcelana, ogień w kominku, wszystko wykonane z pasty Opla. Pokusiłam się także o wykonanie ozdobnego sufitu. Mebelki oczywiście zakupione. Nie odważyłabym się wstawić wykonanych przeze mnie mebli do jadalni. Moi mali mieszkańcy najedliby się tylko wstydu z powodu krzywych krzeseł podejmując swoich gości. Dywan także zakupiony, przywieziony z podróży poślubnej z Istambułu. Nie wiem, czy na wiktoriańskich salonach gościły tureckie dywany, ale mój domek jest ich pełen. Jak widać kredens po lewej stronie cały czas czeka na serwis obiadowy i tacę z trunkami. Marzy mi się również działający zegar. Kiedyś sobie taki sprawię.
W jadalni rządzi służąca, w uszytym przeze mnie ubranku. Zakupiłam ją jako gospodynię domową, ale zmieniłam zdanie co do jej przeznaczenia ,głównie dlatego, że nie podobał mi się jej strój. W czarnej sukience i koronkowym fartuszku wygląda bardzo schludnie... hmmm... może nieco zbyt bogato jak na zwykłą służącą. Powiedzmy, że należało się jej za wysługę lat, gdyż twarz ma bidulka spracowaną.
Probably I should not admit that but I love eating. Cooking is not my strong point as I get bored passing too much time in the kitchen. My cuisine is fast and simple, but it does not mean it is tasteless. Eating is another thing. I just love doing it and I don't need any separate place with special atmosphere. My kitchen table fulfills all my needs. Honestly speaking, as far as a dining room is concerned, I don't share the Victorian point of view and I do not feel any necessity of having one. In my case it is the kitchen that partially functions as a dining room, what, as I had already written, in Victorian times was rather impossible.
So, one of the crucial rooms in the house was a dining room, situated near the main entrance and the living room. It was richly decorated and was used not only as a place where the meals were eaten, but often also as a place of family gatherings, chats, a place where to write letters or read documents. It depended on the number of rooms in the house, fewer rooms there were, more functions had they to fulfill.
The central part of the dining room was an ornamented fireplace, a symbol of the hearth and home. There was also a big mirror over it. Apart from that, a table, chairs and a dresser. And a lot of other types of furniture, such as what's not stands, little tables, desks, armchairs, grandfather clocks etc. The walls were usually wallpapered with intense red or green paper and decorated with framed photographs, paintings, ornamental plates.
For my dining room I chose an orange and red wallpaper. It reflects perfectly the atmosphere
of the rooms from more that a hundred year ago. The fireplace is made of a wooden photo frame, the miniature objects and pottery are made of Opla paste. And I decided to decorate the ceiling too.
The furniture is bought. I would not dare to put my handcrafted crooked chairs into the dining room. My little inhabitants would die of shame in front of their guests. The carpet is bought too. I brought it from my honeymoon to Istanbul. I don't know if there were any Turkish carpets in Victorian houses, but my house is full of them. The sideboard on the left is still in need of a dinner set and a tray with bottles. And I have dreamt of a working grandfather clock. I will buy one one day.
The queen of my dining room is a maid. I bought her as a governess but I did not like her clothes so I changed her destination. With her black dress and a white apron she looks quite neat...hmmm... maybe a little bit too wealthy as for a simple Victorian maid. Let's say it is her prize for many years of work as her face seems really tired.