Plan był taki... żadnych koszyków plażowych na targi. W końcu zima jeszcze i nikt chyba nie myśli o wysłaniu swoich lalek na wakacje. No, ale z drugiej strony na zewnątrz taka szarzyzna, kolorów potrzeba! Kiedy zaczynam tęsknić za wiosną zwykle zabieram się za tworzenie miniaturek w odcieniach zieleni. Tym razem też wypadło na zieleń. Uplotłam zielone koszyczki plażowe, lub jeśli ktoś woli, na zakupy. Zdecydowanie właśnie tego było mi potrzeba. Zieleń mnie natchnęła. Właściwie na tym miałam poprzestać, cztery zielone koszyczki, wiosenne, radosne, ale... tak się jakoś dziwnie składa, że zawsze jest u mnie jakieś potem... No właśnie... Oczywiście na zielonych koszykach nie poprzestałam. Zrobiłam jeszcze biały, brązowy... a potem,,, a potem to już popłynęłam nurtem radosnej plecionkowej twórczości. Prawdziwy misz masz kolorów!
I had a plan, no beach baskets at the show. We've got winter now. Is anybody thinking of sending
proper dolls on holiday right now? But... on the other hand... it's so gloomy outside, we need some colours! When I start missing spring I usually make green miniatures, usually plants, but this time I made green baskets. I made four of them. Perfect for going to the beach or shopping. Four nice cheerful spring baskets. And I was suppose to stop there. However, in some strange and unexplainable way there is always " and after that" that comes when I finish handweaving something. I make a chest to put it into my Victorian bedroom and after that I make three more for my friends. I made four green baskets and after that I made two more... and after that I made many many more... It's just me!