Dziś ciąg dalszy skutków ubocznych sprzątania... skórzane wiktoriańskie torby i tornistry. Wyrzucając z szaf stare ubrania natrafiłam na czarną skórzaną saszetkę męża. Na pytanie co z nią zrobić usłyszałam : pozszywaj dziury w kieszeniach albo wyrzuć. Hmmmm... Jak myślicie, którą opcję wybrałam? Nie pozszywałam, nie wyrzuciłam, ale zabrałam się do miniaturzenia. Rezultat - trzy wiktoriańskie tornistry, torba lekarska i torba podróżna. Na więcej nie było czasu, ale do wykorzystania została mi jeszcze jedna strona saszetki. Może zrobię z niej skórzany fotel do biblioteki?
Co do toreb, to technika tworzenia mieszana - trochę klejenia, trochę szycia. Zdecydowanie nie polecam szycia grubej skóry bez naparstka. Moje palce jeszcze cierpią.
Today I'm going to tell you about another of side effects of cleaning my house... leather Victorian bags. Clearing one of our wardrobes I found my husband's black leather bag. He used to keep his documents there. Having asked what to do with it I heard: mend the holes in the pockets or throw it away. What did I do? I didn't mend it, I didn't throw it away... I started to "miniaturize" it. The result - three Victorian schoolbags, a doctor's bad and a journey bag. There was no time to create more but I still have a part of the bag to use. Well, maybe I will make an armchair.
The bags are gkued and sewn. I don't recommend sewing thick leather without a thimble. My fingers have been suffering...
Que bien te han quedado!!!!
OdpowiedzUsuńBesos.
Świetnie Ci wyszły. Tornistry przypomniały mi mój z tektury (takiej jak walizki), zjeżdżaliśmy na nich zimą z górki, zamiast na sankach.
OdpowiedzUsuńCreo que has hecho un estupendo reciclaje. Muy bonitos.
OdpowiedzUsuńПрекрасная работа! Сумки замечательные!
OdpowiedzUsuńNiełatwa rzecz zrobić takie maleństwa ze skóry :) Piękne :)
OdpowiedzUsuń