niedziela, 8 grudnia 2013

I nastała jasność... And the lightness has come...

     
   Pamiętacie ile razy musieliście w pośpiechu szukać świeczki i zapałek bo z nienacka wyłączyli prąd? A gdy przydarzyło się to w zimę i za oknem panował już zupełny mrok? Mój tata , na parapecie w kuchni, trzymał na tę okazję starą naftową lampę. Do dziś z nostalgią wspominam każdą godzinę dzieciństwa spędzoną przy wątłym płomieniu tej właśnie lampy. Chociaż wtedy nie miałam o tym pojęcia, to było to trochę wiktoriańskie przeżycie. Dobrze jednak, że trwało tylko kilka godzin. Nie to, co ciemność w moim miniaturowym domku.
    Wreszcie jednak dotarły do mnie zakupione przedłużacze i dla moich małych mieszkańców zapanowała jasność. Względna jasność, bo oświetlenie nie elektryczne, ale gazowe. Zawsze to jednak lepsze niż nic. Gaz to już coś! Pewnie każdy z nas chociaż raz widział urywek filmu kostiumowego... bal... sala pełna pięknie ubranych dam... dostojni kawalerowie... ogromne żyrandole z dziesiątkami świec... tak właśnie było na początku panowania królowej Wiktorii.  Domy oświetlane były świecami, lub ewentualnie lampami olejnymi. Wielkie świeczniki ustawione na kominkach, przy lustrach, które odbijały płomienie świec, to jeden z nieodzownych elementów epoki. Oprócz nich powszechne były także małe przenośne świeczniki. Ci, którzy tak jak ja, są wielbicielami  ekranizacji wielkich brytyjskich dzieł tamtej epoki wielokrotnie mieli okazję zobaczyć, jak się wtedy żyło. Dickens i Conan Doyle i ich Londyn...bogaty i biedny jednocześnie,  ... i ta niesamowita atmosfera... zadymione pomieszczenia i panujący w nich półmrok, zamglone ulice i latarnie uliczne, oczywiście ze świecami, zapalanymi co wieczór przez latarników. Ich płomienie przypominały malutkie świetliki błądzące w ciemnych zakamarkach. 
       Na początku XIX wieku powoli zaczęło rozpowszechniać się w domach i na ulicach oświetlenie gazowe. Wiktorianie byłi jednak dość nieufni i przekonali się do niego dopiero, gdy ów oświetlenie zostało zamontowane w budynkach parlamentu. Gaz doprowadzano za pomoca mosiężnych, miedzianych lub żelaznych rur. Chociaż, po świecach ,było to wielkie udogodnienie, gaz wydzielał niestety opary, które przy dusznych wiktoriańskich pokojach stanowiły problem. Stąd wiktoriańskie damy, tak często blade, skarżyły się na migreny i omdlenia. Wystarczył już ściśnięty do granic możliwości gorset, a w połączeniu z gazowymi wyziewami...
      Zaplanowanie oświetlenia było bardzo przyjemną częścią budowy domku. Postanowiłam umieścić jeden wiszący żyrandol lub lampę w każdym z pomieszczeń. Oczywiście gazowe, gdyż elektryczność pojawiła się pod sam koniec XIX wieku, ale w bogatych domach. Przewody ukryłam pomiędzy piętrami. Jestem jednak przekonana, że ilość światła w domku, a może jego jakość nie jest wystarczająca i  w przyszłości zakupię jeszcze lampki stojące, ale na baterie, co oszczędzi mi doprowadzania dodatkowych przewodów i będę mogła dowolnie je przestawiać.
      A tymczasem... niech nastanie światłość... Niestety nie w pokoju dziecinnym jeszcze, gdyż dziwnym zrządzeniem losu w lampach przepaliły się żarówki.

       Do you remember how many times you had to look for a candle and some matches because there was a black-out? And in the winter when it was very dark outside? For this "occassion" my dad was keeping an old oil lamp on the window sill in the kitchen. I still remember with some nostalgy every single hour of my childhood lighted with fibble flames of that lamp. Although, at that time, I had no idea about it, it was quite a Victorian experience. Fortunately it lasted only few hours... not like the darkness in my miniature dollhouse. But finally my lighting equipment arrived some day ago and my little inhabitants can enjoy the light. Not much light because it is gas lighting, not electricity but it is better than nothing.
     
I suppose everyone at least once has seen a piece of a costume film...a ball... a room full of beautifully dressed ladies...handsome men...and great chandeliers with candles. That was the situation at the beginning of the reign of Queen Victoria. At that time houses were lighted with candles or oil lamps. A big candelabra put on the fireplace, in front of a mirror that reflected the light and doubled it was one of the symbols of the epoca. Apart from candelabra also single candlesticks were very widely used. People, who like me, are amateurs of film adaptations of the biggest British masterpieces of that era, many times had a possibility to see what was the life like in those times. Dickens and Connan Doyle and their London... wealthy and poor at the same time... and that special atmosphere...smoky rooms and the semidarkness, foggy streets and street lanterns, of course with candles lighted every evening by the lamplighters. Their light seemed like little glow-worms wandering in the dark nooks.
           At the beginning of the XIXth century gas lighting became more popular in the houses and in the streets. Many Victorians, though, were quite distrustful of it and became more convinced when it was installed in The Houses of Parliament. Gad was conveyed with iron or cooper tubes.Although, after the candlelight, gas was a huge convenience it emitted some fumes.They were a problem as the Victorian rooms were already airless and stuffy. For that reason a lot of ladies complained about headaches and fainting. They already had their corsets very tightly laced up and together with the gas fumes...
             Projecting the lighting system in my dollhouse was a really enjoyable activity. I decided to put one hanging chandelier or a lamp in each room. It is gas lighting as the electricity appeared at the end of the XIXth century but in the rich houses. I hid the wires between the floors. Unfortunately, I am convinced that the quality and the quantity of the light is not sufficient and in the future I am going to add some standing lamps supplied with batteries so I will be able to change their location.
              For the time being...let's welcome the lightness. Not in the nursery unfortunately... the bulbs in the nursery lamps burnt out while testing the new lighting equipment...

5 komentarzy:

  1. Pięknie wygląda oświetlony! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak świecące lampki w miniaturowych domkach, zaraz taki domek robi się jeszcze bardziej realistyczny.

    OdpowiedzUsuń
  3. You have a very nice blog Kamilla. I like the fact that you write long interesting texts in your posts. Most mini bloggers concentrate in the photos, but it does not always have to be so!

    Many greetings from a miniaturist in Finland,
    Minna

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle razy oglądaliśmy z mężem zdjęcia z tego postu, podziwialiśmy oświetlenie i wnętrza, a dopiero teraz zauważyłam, że nawet nie zostawiłam tu komentarza...
    Uwielbiam oświetlone domki! To taka frajda, kiedy można włączyć światło, wszystko jest wtedy jak prawdziwe :) Ile uroku dodają te lampy! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach...ten moment, kiedy pierwszy raz włączasz światło w swoim domku... Lepsze niż choinka. Przepięknie.

    OdpowiedzUsuń