środa, 9 października 2013

Coś na miły początek... Something to start with...


           There are so many things about my passion for miniatures I would like to share with you that I am not sure what to start with. So... at first I am going to tell you how it all began.
               After my arrival to Italy I was feeling a little bit homesick and I didn't know what to do with my free time. One day I saw an advertisement in tv showing a newspaper with dollhouse furniture that was going to be available a day after. I was really excited as a real dollhouse had been my dream since childhood. I bought the first number of the publication and with a dresser and a porcelain dinner set put on my kitchen table I started dreaming about my future dollhouse.

           As I wanted it to be "historically correct" I bought a book by Judith Flanders "Inside the Victorian House". And... with every chapter of the book read  it turned out that my house needed a new room. In this way I decided not to buy a house available with the newspaper but to build one by myself. When I finished I had a four floor "castle" with an attic.
           Because, during the constructional works, I was expecting a baby I wasn't able to finish the whole house. I planned it as a set of small roomboxes and a a big external box that contains the little ones. Recently I am trying to finish the external part but it is really difficult with a ten-month child that is always "hanged" on my trouser leg.


             Właściwie to chciałabym napisać tyle rzeczy, że nie wiem od czego zacząć. Może więc zacznę od krótkiej historii mojej przygody z miniaturkami. 
             Otóż...Kiedy przyprowadziłam się do Włoch czułam się trochę "bezpańska" i nie wiedziałam co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Wcześniej przez osiem lat pracowałam w szkole podstawowej jako nauczycielka języka angielskiego i bardzo lubiłam moją pracę. I tak, zupełnie przypadkiem, zauważyłam w telewizji reklamę gazety z miniaturkami do domków dla lalek, której pierwszy numer właśnie pojawił się w kioskach. Jako, że domek dla lalek był moim dziecięcym marzeniem od razu pobiegłam zakupić ową gazetę. Postawiwszy na kuchennym stole komodę i porcelanę, które były dodatkiem do pierwszego numeru, od razu zaczęłam snuć plany na temat mojego przyszłego domku. Po dokładnym przestudiowaniu wszystkich dodatków do pierwszego numeru zauważyłam, że możliwe jest zakupienie gotowego domku wraz z dwudziestym numerem. I taki też był mój plan. Jednakże (myślę, że wynika to z mojej wielkiej miłości do Anglii i epoki wiktoriańskiej) chciałam, by mój domek był "poprawny historycznie". Zakupiłam więc książkę Judith Flanders  " Inside the Victorian House"... no i wpadłam... Okazało się bowiem, że mój domek nie może mięć tylko czterech pomieszczeń (taki domek oferowała firma wydająca gazetę), bo moja wiktoriańska rodzinka się w nich nie pomieści. Tak więc postanowiłąm wybudować domek sama. I tak z każdym kolejnym przeczytanym rozdziałem książki z domku robił się pałac. Skończyło się na czterech piętrach i użytkowym poddaszu.
             Budując mój domek oczekiwałam narodzin maleństwa i dlatego też postanowiłam wykonać go w formie połączonych roomboksów. Pomieszczenia posklejane są ze sobą piętrami, a następnie piętra są na siebie nakładane. Wybrałam taką opcję ze względu na rozmiar domku i ewentualną potrzebę rozmontowania go i przeniesienia. Całość, jako, że wykonana jest z drewna ma swoją wagę. Od kilku tygodni rozpoczęłam także prace nad częścią zewnętrzną, ale przyznam, że idą one bardzo wolno, bo jak tu wycinać otwory okienne z przywieszonym do nogawki dziesięciomiesięcznym brzdącem :-) Staram się więc każdy wolny moment wykorzystać na tworzenie miniaturek, które powolutku zapełniają wnętrza pokoi. 

A tak wyglądają pomieszczenia mojego wiktorianskiego olbrzyma w przybliżeniu.



Kuchnia, która jest moim oczkiem w głowie. The kitchen - my pride :-)


Miniaturowe zaprawy wykonałam sama. Miałam nielada zabawę wpychając wykałaczką miód i inne przetwory do słoiczków. Całość oczywiście dokładnie zakleiłam silikonem, aby do środka nie dostało się powietrze. 
The preserves I made by myself. I had a lot of fun putting some honey with toothpicks into the jars.


 Kapusta i marchewki wykonane przeze mnie z gliny. Cabbages and carrots made with clay.



Jadalnia z wykonaną przeze mnie "porcelaną". The dining room with the pottery made by me.



Salon, w którym brakuje jeszcze sporo mebelków i który jest chyba najczęściej przemeblowywanym pomieszczeniem w całym domku.
The living room,still in need of many pieces of furniture.



Biblioteka z wykonanym przeze mnie ozdobnym sufitem i otwieranymi książkami z autentyczną wiktoriańską zawartością.
The library with books and the decorative ceiling made by me.


Wejście, które na wszystkich zdjęciach wygląda dość ponuro, choć w rzeczywistości jest bardzo przytulne.
The entrance. Here looks quite dull but, actually, it is very comfortable.


Łazienka z ruchomą ścianką za którą znajduje się klozet. Oczywiste było dla mnie, że wiktoriańska dama nie może załatwiać swoich potrzeb podglądana przez okno przez któregoś z moich gości.
The bathroom with a removable narrow wall. It was obvious to me that no Victorian lady can go to toilet while some of my guests are watching the room through the window.




Sypialnia dla gości oraz salonik dla gości z wykonaną przeze mnie "porcelaną".
The guests' bedroom and the guests' parlour with some pottery made by me.





I na koniec pokoik dziecinny z wykonanymi przeze mnie mebelkami, książkami i lalkami - zabawkami, sculery - czyli miejsce do brudnej roboty oraz spiżarnia pod schodami (póki co jeszcze trochę pusta).
The nursery with some pieces of furniture made by me, the sculery and the pantry under the stairs.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz