wtorek, 19 listopada 2013

Jadalnia w odcieniu pomarańczy. A dining room in the shade of orange.

               
       Nie powinnam się do tego przyznawać, ale jestem wielkim łakomczuchem. Gotowanie nie jest moim silnym punktem, gdyż nudzi mnie wielogodzinne stanie przy garnkach. Moja kuchnia jest prosta i szybka, co jednak nie znaczy, że bez smaku. Jedzenie to jednak co innego. Poprostu kocham jeść. I wcale nie potrzebuję do tego oddzielnego pomieszczenia w odpowiednim klimacie, mój kuchenny stół całkowicie zaspokaja moje potrzeby. A tak na poważnie to w kwestii jadalni jestem bardzo mało wiktoriańska i absolutnie nie czuję potrzeby jej posiadania. Tyle, że w moim przypadku jej funkcję spełnia częściowo kuchnia, co jak już wcześniej pisałam w tamtych czasach było niemożliwe.
        Tak więc, jednym z kluczowych pomieszczeń w wiktoriańskim domu była właśnie jadalnia. Ulokowana zwykle w pobliżu głównego wejścia i salonu, bardzo ozdobna, miała za zadanie nie tylko służyć jako pomieszczenie do spożywania posiłków, ale często także do spędzania wspólnego czasu z rodziną, prowadzenia rozmów, a czasem nawet do pisania listów, przeglądania dokumentów. Wszystko zależało od tego, z ilu pomieszczeń składało się mieszkanie. Im było ich mniej, tym więcej każde z nich musiało spełniać funkcji.
     Centralnym punktem jadalni był oczywiście ozdobny kominek, symbol domowego ogniska, oraz duże, wiszące nad nim lustro. Poza nimi oczywiście stół, krzesła i kredens. Często w jadalniach znaleźć można było także różnego typu stojaki na ozdobą porcelanę, stoliczki, biurka, duże drewniane zegary, fotele itp. Jeśli chodzi o kolorystykę, to zwykle wybierano "ciężkie" tapety w intensywnym kolorze czerwonym lub zielonym. Oprócz nich ściany obwieszane były obrazami, ozdobnymi talerzami i oprawionymi w ramki zdjęciami.
       Do mojej jadalni wybrałam tapetę w kolorze pomarańczowym połączonym z czerwienią, co doskonale odzwierciedla atmosferę pomieszczeń sprzed ponad stu lat. Do tego drewniany kominek, wykonany z ramki na zdjęcie i cała gama drobnych przedmiotów, porcelana, ogień w kominku, wszystko wykonane z pasty Opla. Pokusiłam się także o wykonanie ozdobnego sufitu. Mebelki oczywiście zakupione. Nie odważyłabym się wstawić wykonanych przeze mnie mebli do jadalni. Moi mali mieszkańcy najedliby się tylko wstydu z powodu krzywych krzeseł podejmując swoich gości. Dywan także zakupiony, przywieziony z podróży poślubnej z Istambułu. Nie wiem, czy na wiktoriańskich salonach gościły tureckie dywany, ale mój domek jest ich pełen. Jak widać kredens po lewej stronie cały czas czeka na serwis obiadowy i tacę z trunkami. Marzy mi się również działający zegar. Kiedyś sobie taki sprawię.
         W jadalni rządzi służąca, w uszytym przeze mnie ubranku. Zakupiłam ją jako gospodynię domową, ale zmieniłam zdanie co do jej przeznaczenia ,głównie dlatego, że nie podobał mi się jej strój. W czarnej sukience i koronkowym fartuszku wygląda bardzo schludnie... hmmm... może nieco zbyt bogato jak na zwykłą służącą. Powiedzmy, że należało się jej za wysługę lat, gdyż twarz ma bidulka spracowaną.

                       
       Probably I should not admit that but I love eating. Cooking is not my strong point as I get bored passing too much time in the kitchen. My cuisine is fast and simple, but it does not mean it is tasteless. Eating is another thing. I just love doing it and I don't need any separate place with special atmosphere. My kitchen table fulfills all my needs. Honestly speaking, as far as a dining room is concerned, I don't share the Victorian point of view and I do not feel any necessity of having one. In my case it is the kitchen that partially functions as a dining room, what, as I had already written, in Victorian times was rather impossible.
         So, one of the crucial rooms in the house was a dining room, situated near the main entrance and the living room. It was richly decorated and was used not only as a place where the meals were eaten, but often also as a place of family gatherings, chats, a place where to write letters or read documents. It depended on the number of rooms in the house, fewer rooms there were, more functions had they to fulfill.
        The central part of the dining room was an ornamented fireplace, a symbol of the hearth and home. There was also a big mirror over it. Apart from that, a table, chairs and a dresser. And a lot of other types of furniture, such as what's not stands, little tables, desks, armchairs, grandfather clocks etc. The walls were usually wallpapered with intense red or green paper and decorated with framed photographs, paintings, ornamental plates.
          For my dining room I chose an orange and red wallpaper. It reflects perfectly the atmosphere
of the rooms from more that a hundred year ago. The fireplace is made of a wooden photo frame, the miniature objects and pottery are made of Opla paste. And I decided to decorate the ceiling too.
The furniture is bought. I would not dare to put my handcrafted crooked chairs into the dining room. My little inhabitants would die of shame in front of their guests. The carpet is bought too. I brought it from my honeymoon to Istanbul. I don't know if there were any Turkish carpets in Victorian houses, but my house is full of them. The sideboard on the left is still in need of a dinner set and a tray with bottles. And I have dreamt of a working grandfather clock. I will buy one one day.
            The queen of my dining room is a maid. I bought her as a governess but I did not like her clothes so I changed her destination. With her black dress and a white apron she looks quite neat...hmmm... maybe a little bit too wealthy as for a simple Victorian maid. Let's say it is her prize for many years of work as her face seems really tired.

wtorek, 12 listopada 2013

Kuchnia - serce domu. The kitchen - the heart of the house.

       

 Nie wiem jak to jest u was, ale u mnie sercem domu jest zdecydowanie kuchnia. Uwielbiam siadać przy stole z moim mężem i powadzić ciekawe rozmowy przy kubku herbaty. Plotki i kawa z koleżankami - w kuchni, kolacja z teściami - w kuchni. Jakoś tak dobrze nam tam i przytulnie.

           W epoce wiktoriańskiej tradycja była nieco inna. Przede wszystkim dlatego, że rodziny, które mogły pozwolić sobie na zatrudnienie kucharki nie spędzały czasu na przygotowaniu jedzenia. Rano pani domu planowała co miało zostać podane na każdy z posiłków i na tym jej rola się kończyła. Czasem, gdy była to pani domu bardzo skrupulatna i gospodarna, zajmowała się przyjmowaniem codziennych dostaw mięsa, warzyw itp. oraz kontrolowaniem, czy aby kucharka nie odsprzedaje jedzenia z dnia poprzedniego, sama nie zjada za dużo i nie wynosi niczego z domu. Jako, że za panowania królowej Wiktorii niczego nie można było marnować i nawet najgorsze resztki i kości sprzedawane były hodowcom świń lub innym "dziwnym" handlarzom, przedsiębiorcze kucharki nie należały do rzadkości.


            Kuchnia nie znajdowała się w centralnym punkcie domu, ale w piwnicy. W ten sposób ograniczyć można było rozprzestrzenianie się zapachów po całym domu. Była ona także niewidoczna dla gości, a służba i kucharka w brudnym fartuchu nie krzątała się po głównym holu. W centrum kuchni znajdował się oczywiście piec, który, posiadał palenisko oraz, w późniejszym okresie, także zbiornik na gorącą wodę. Gotowanie zajmowało mnóstwo czasu, więc kuchnie były często zadymione, duszne i słabo oświetlone. Z tego względu ściany malowane były na biało i musiały być odświeżane przynajmniej raz do roku. 

            Jednym z często widzianych na zdjęciach sprzętów był "wieszak" na garnki zamocowany do sufitu. Wieszano na nim garnki i patelnie. Innym sprzętem, bez którego w kuchni ciężko byłoby się obejść był duży stół. No i oczywiście zlew. Zlew w kuchni służył do czystszych prac, do tych brudnych, na przykład do szorowania garnków używano zwykle drugiego pomieszczenia, które znajdowało się tuż obok.


             W moim domku kuchnia, tak jak to było w zwyczaju znajduje się w podziemiu. Prowadzą do niej schody, pod którymi udało mi się zbudować małą spiżarnię. Obok, po lewej stronie, znajduje się tzw. "pomieszczenie do brudnej roboty", a zupełnie na lewo pomieszczenie dla służby. Pomieszczenia nie są jeszcze w pełni umeblowane i brakuje w nich sporo sprzętów, ale kuchnia wygląda już całkiem miło.

Pozwoliłam też sobie na odrobinę luksusu i płytki na ścianie za zlewem (pozostałość z łazienki) .No i jest w niej już kucharka. Jest ona starą wersją lalki z The Dolls House Emporium, której niestety nie ma już w sprzedaży. Dlatego też, czekałam na nią ponad rok, aż wreszcie udało mi się "upolować ją" w sklepie internetowym z drugiej ręki. Nie dałam jej jeszcze imienia, ale jest zdecydowanie moją ulubioną postacią w całym domku. Ma ruchomą głowę i kończyny i wygląda tak... swojsko i serdecznie. Oprócz niej w kuchni jest też dziewczyna do pomocy, również z The Dolls House Emporium, ale ta jest nowa i jeszcze troszkę za czysta jak na prace, które wykonuje w domu.

         I don't know how it is with you but in my house its heart is definitely the kitchen. I love sitting at the table with my husband and having a nice chat while drinking a cup of tea. Gossips and some coffee with friends - in the kitchen, supper with my parents - in -law... in the kitchen. We feel really comfortably here.


         In the Victorian era, though, the tradition was a little bit different. Mostly because the families that could afford a cook did not spend time preparing food. Every morning the lady of the house gave instructions to the cook about what was to be served for each meal and that was all. If the lady used to be a careful and good housewife, she used to control the day delivery of meat, vegetables etc. and to control whether the cook did not sell the food remains from the previous day, whether she did not eat too much herself and whether she did not take the food out of the house. As, during the reign of Queen Victoria, no food was to be wasted and even the worst kind of remains and bones were sold to the pig breeders or other "strange" sellers or buyers, the resourceful cooks were not a rare thing.

         The kitchen was not located in the central part of the house but in the basement. In this way the odours did not spread in the house. Moreover, it was not visible for the visitors and the cook with her dirty apron was not seen in the main hall. The main thing in the kitchen was the kitchen range, later on, with a container for hot water. Cooking took a lot of time and so kitchens were smoky, stuffy and quite dim. For that reason the walls were kept painted white and had to be repainted every year.
         Another important piece of kitchen equipment was a pot hanger. It was a kind of an iron hanger fixed to the ceiling and was used to hang pots and pans on. Then, of course, there was a big table and a sink that was used for cleaner jobs. The dirty job, like scrubbing the pots, was to be done in the sculery.

 

         In my house the kitchen is located in the basement and a staircase leads to it. Under the staircase I managed to create a small pantry. On the left there is a sculery and a servants' room. The rooms are still in need of many pieces of furniture and other equipment but the kitchen seems quite nice. I allowed myself a little bit of luxury and I put some tiles behind the kitchen sink. And there is a cook, too. She is an old version of the cook from The Dolls House Emporium, now not available at the shop. I had to wait a year for her till one day I managed to buy her in a second hand internet shop. I haven't given her any name yet but I absolutely adore her and she is my favourite character in the house. Her head, arms and legs move and she seems so.... familiar and friendly. Apart from the cook, in the kitchen there is also a girl that helps the cook and does the dirty work. She is from The DHE too but she is new and still too clean for the job she does.

niedziela, 3 listopada 2013

Kilka słów o łazience. A few words about the bathroom.

         

Łazienka w moim domku jest zdecydowanie wynikiem wielu kompromisów i przemyśleń. Jak wyczytałam w mojej książce - przewodniku najlepiej było, gdy łazienka, ta z prawdziwego zdarzenia, z gorącą wodą płynącą z kranu znajdowała się nad kuchnią. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny... Gorąca woda  pompowana była za pomocą rur z kuchennego pieca. Pierwsze rury tego typu zaczęły pojawiać się w domach zamieszkiwanych przez klasę średnią w latach 70-tych dziewiętnastego wieku. Wcześniej, w latach 60-tych do podgrzewania zimnej wody doprowadzanej do łazienek również za pomocą rur używano tzw. "gejzerów". Niestety nie były one zbyt bezpieczne i często wybuchały.

        Na początku starano się, aby łazienka, w dekoracji, nie różniła się niczym od innych pomieszczeń, a urządzenia sanitarne wykonane z miedzi lub cynku jak najbardziej przypominały meble, stąd też ich drewniana zabudowa tak często oglądana na starych fotografiach. Z czasem powstawać zaczęły jednak wersje porcelanowe, ozdobne, nawet z reprodukcjami zamku Windsor. W latach 90-tych pojawiły się też pierwsze prysznice.
        W epoce wiktoriańskiej zdecydowanie odradzano, by wanna i klozet znajdowały się w tym samym pomieszczeniu. Wszystko to za sprawą wiecznie zatykających się odpływów i bardzo niemiłych zapachów. Radzono, by klozet instalować w pomieszczeniach bez okien, najlepiej pod schodami lub w tylnej części domu. Ciekawostką jest, że od 1848 roku nielegalne było budowanie domów bez odpływów do ścieków miejskich. Niestety okazało się to dość "śmierdzącym problemem". Wielu Wiktorian do samego końca było przeciwko "nowoczesnym wynalazkom" w ich domach. Na szczęście w 1851 roku na tzw. "wielkiej wystawie" pokazano klozet ze spłuczką. Był on tak wielkim odkryciem, że napisano o nim nawet raport w dokumentach parlamentarnych.

         Osobiście, przede wszystkim z braku miejsca, umieściłam zarówno wannę, jak i klozet w tym samym pomieszczeniu, ale przedzieliłam je ścianką, tak, że klozet pozostaje niewidoczny dla oka. Początkowo chciałam go umieścić pod schodami przy kuchni, ale wydawało mi się to mało higieniczne. Poza tym nie chciałam wprowadzać w zażenowanie mieszkańców domu, których każde skorzystanie z toalety słyszane byłoby przez kucharkę. Urządzenia sanitarne wybrane przeze mnie sa porcelanowe, bez drewnianej zabudowy. Ogrzewanie kominkowe, bez kaloryferów, które moim zdaniem są zbyt nowoczesne dla mojej wiktoriańskiej średniozamożnej rodziny. Oświetlenie gazowe. Nie zdecydowałam się na bidet ani na linoleum na podłodze, które zalecane było przez wiktoriańskie poradniki. Nie przesadzałam także w ozdobach. Zdecydowałam się na obraz przedstawiający Ofelię namalowany w 1852 roku przez Johna Everetta Millaisa oraz zielony akcent w postaci paprotki, jednej z niewielu roślin będących w stanie przetrwać w dusznych ciemnych miejskich wiktoriańskich pomieszczeniach. W pomieszczeniu brakuje jeszcze kilku mebelków i pojemniczków, ale ogólny zarys jest już widoczny.

     
         
 The bathroom in my miniature house is surely a result of many compromises and considerations. As I have read in my guidebook, it was advised to locate the "real bathroom", the one with hot water running from the taps, above the kitchen. Why? The reason is very simple... because the hot water was pump up into the tubes from the kitchen range. The first pipes of that kind started to appear in the middle class houses in the 70-ties of the 19th century. Before, in the 60-ties so called "geysers" were used to heat water. Unfortunately they were not very safe and used to explode quite frequently.
            At the begginning people tried to decorate bathrooms in the same way as they used to do with other rooms. That's why the sanitary units were covered with wooden pannels and they looked like pieces of furniture. With time porcelain versions of baths and water closets appeared, deorated with motives of flowers, even reproductions of views of Windsor Castle. In the 90-ties first showers were seen. 
            In the Victorian era it was highly recommended not to put baths and water closets in the same room. The reason was the drainage system and bad odours. The wc were to be put in the back of the houses, in small rooms with no windows or under the stairs. A curious thing is that from 1848 it has been illegal to build new houses without ppipes connected with the communal drainage system. Unfortunately it turned out to be quite a "stinky problem" as many Victorians  were opposed to modern inventions in their houses. However, in 1851, during the Great Exhibition a flush water closet was shown. It was such a great success that even a report in parliamental documents was written about it.
             Personally, mostly because of the problems with space I put the bath and the wc in the same room. I installed a narrow removable wall, though, and the wc is hidden behind it. At the begginning I wanted to put the wc under the stairs next to the kitchen but I found it "quite unhigienic. What is more, I did not like to embarass my little inhabitants whose every usage of the wc would be heard by the cook. The sanitary units chosen by me are made of porcelain, without wooden pannels. The room is heated by the fireplace, no radiators which I find too modern for my middle class family. Gas lighting. I decided not to put the bidet neither the linoleum on the floor, even if it was advised by the Victorian guidebooks. I did not want to exaggerate with the decorations, too. I chose a painting showing Ofelia, painted by John Everett Millais in 1852 and a little fern. I supose it is one of very few plants that were able to survive in the stuffy dark Victorian rooms. The bathroom is still in need of some pieces of furniture and other little staff but the general idea may be seen quite clearly.