czwartek, 25 lutego 2016

Zielono mi. In green.

                   
          Czasem już tak mam, że znienacka w mojej głowie rodzi się jakiś "miniaturowy pomysł". Niektóre są leniwe, chcą być dopieszczone, grzecznie czekają na realizację, ale ... zdarzają się też takie bardziej niesforne pomysły. Nie chcą czekać, nie są cierpliwe... ba! Krzyczą z całych sił i chcą jak najszybciej wydostać się na świat. Tak właśnie było w tym przypadku. Patrząc na pierwszy zielony koszyk zapragnęłam kolejnych... większych... ładniejszych... i to od razu. Kolor zielony... majówka... trawa... leśny mech...Tak! Tak! Kosz na majówkę! Taki starodawny, zapinany na skobelek... taki trochę babciny. Zmieści się do niego bochenek świeżego pachnącego chleba, ugotowane na twardo jajka, kilka pomidorów, drożdżówki z serem... zupełnie jak w dzieciństwie... Ah! Rozmarzyłam się! I w takiej właśnie atmosferze rozmarzenia powstał kosz piknikowy. Nie poprzestałam jednak na nim i marzyłam dalej... O słodkich winogronach, letnich zachodach słońca, pięknych toskańskich krajobrazach... takich z pocztówek... Jak się to skończyło? Spójrzcie.


                    There are two types of ideas for miniature objects to create that come to my mind. Some of them are lazy, like being reconsidered and improved many times, wait patiently... but... There is also the second type of ideas. They appear suddenly, out of blue. They are very impatient and don't like waiting at all. They're shouting in my head and want to get out of it immediately. Yes... The idea of the green baskets was surely very impatient. Looking at the first green basket I wanted more... more green baskets... bigger... nicer... and at once! The green colour of grass, first picnics in the month of May... Yes!!! A picnic basket! That was it! An old-fashioned one, like the one my grandmother used to have. There was enough space to put everything we needed inside it... A loaf of fresh lovely smelling bread, some hard-boiled eggs, a few tomatoes, sweet buns with white cheese... just like in my childhood. Oh! I've been lost in daydreaming! And I haven't stopped... Just look how it all finished.







wtorek, 16 lutego 2016

Powiew wiosny. A little bit of spring.

           
           Nie wiem jak wy, ale ja chciałabym, żeby wróciła już wiosna. Mam dość siedzenia w domu i obserwowania kropli deszczu na szybach. Dość zimna, dość wilgoci, dośc nagich i smutnych drzew, dość szarości... chcę wiosny!!! Chcę kolorów! 
            A w kwestii kolorów... Jakiś czas temu kupiłam kolejną zieloną farbę akrylową. Do zakupu  zainspirowała mnie nazwa... zieleń algi... Tubka z farbą dość długo leżała w pojemniku z innymi akrylami, ale ostatnio postanowiłam, że nadszedł jej moment. Od kiedy zaczęłam robić koszyki zastanawiałam się jak wyglądałyby moje plecionki w żywych nowoczesnych kolorach. W końcu postanowiłam to sprawdzić. Zrobiłam dwa, na próbę, i nieskromnie przyznam, że podobają mi się tak bardzo, że na nich nie poprzestanę. Tylko spójrzcie. Czyż nie wprawiają was w radosny wiosenny nastrój? Fantastyczne kwiaty widoczne na zdjęciach to sprawka Ani Wybranowskiej z http://minimaniabyania.blogspot.it/

              Do you miss spring like I do? I've got enough of sitting at home and watching drops of rain on my windows... enough of cold, of humidity, of sad naked trees, enough of grayness. I want spring! I want colours!
                As far as colours are concerned, I bought a new tube of green acrilic paint some time ago. It was its name that inspired me to buy it... green of alg. The paint had to wait its turn but last week I thought that it was high time I used it. Since I started making my baskets I have wondered how they would look like in more lively colours. Finally, I decided to check it. I created two small baskets - a blue one and a green one. I won't be modest if I say I do like them! I will surely make more of them. Don't they bring some spring atmosphere into your hearts? The fantastic flowers that you can admire in the photos were made by Ania from http://minimaniabyania.blogspot.it/.



środa, 10 lutego 2016

Kolekcja muszli. A collection of shells.

             
             Muszelki leżały w pudełku od lata, ale wcześniej nie miałam serca żeby się nimi zająć. Ostatnio widziałam w którymś z magazynów o wykończeniach wnętrz zdjęcie z kolekcją skrzyneczek z motylami. Dlaczego więc nie zrobić skrzyneczek z muszlami? Kolekcję postanowiłam umieścić w bibliotece. Mała i skromna, ale za to ładnie się prezentuje. Dobry początek dla wiktoriańskiego miłośnika konchiologii.

               Last summer I collected some very tiny beautiful shells. I didn;t know what to do with them, though. I dodn't want to waste them so I put them in the cupboard and kept them waiting their turn. A few days ago I saw a photo of a collection of butterflies... display crates... I used that idea to create a collection of shells. The collection has been already placed in the library. It looks really nice and I think that although it is quite a small collection it is a good start for a Victorian conchology admirer.





poniedziałek, 1 lutego 2016

Przemeblowanie w pokoiku dziecinnym. The refurbished nursery.

           
           
       Pisałam niedawno, że zabrałam się za przemeblowanie w pokoiku dziecinnym. Nagle przestał mi się podobać. Był za mało wiktoriański i taki... sama nie wiem... nie w moim stylu. Nie pasował do mojej wizji domku. Chciałam uczynić go bardziej wiarygodnym i przytulnym...
           Mój plan zakładał podzielenie pokoiku na część dzienną i część sypialną. Początkowo chciałam wstawić ściankę działową, ale przy przymiarce pomieszczenia wydawały mi się zbyt ciemne. Postawiłam więc na drewniany dzielnik. Przymocowałam go tak, że w każdej chwili mogę go zdemontowac bez najmniejszych uszkodzeń ścian i sufitu. 
              Wyrzuciłam również zrobione własnoręcznie biało-niebieskie meble a w ich miejsce
wstawiłam "moje plecionki". Spora część zabawek również opuściła pokoik i przeniosła się na strych wiktoriańskiego sklepiku. Wkrótce ich miejsce zajmą nowe lalki i misie, ładniejsze mam nadzieję. Chyba z upływem czasu stałam się bardziej wybredna i na moje miniatury patrzę bardziej krytycznym okiem.
            
       Pokoik ma też nowych mieszkańców - trzy siostry. I tymczasowego gościa - hinduskiego chłopca. który miał sprzedawać gazety przed sklepikiem, ale jakoś zupełnie nie pasuje do tej roli.
             W pomieszczeniu ciągle brakuje łóżek dla najmniejszych mieszkańców, komody z przyborami toaletowymi, ekranu kominkowego i wielu innych przemiotów codziennego użytku. Mam nadzieję, że powoli uda mi się je wszystkie skompletować.


             Not so long ago I wrote that I was making some changes in the nursery. I just didn't like it anymore. It was not Victorian enough and... I'm not sure... It was not my style. It didn't correspond to the vision of my dollhouse that I have had. I decided to make it more real and more comfortable.

             My plan was to divide the room in two spaces - a day nursery and a night nursery. At first I built a dividing wall but the two rooms seemed too dark. In that way I decided to use a room separator. I made it of plywood. I didn't fix it permanently so I will be able to remove it when I get bored of it.
           
             There have been changes in the furnishings, too. There are no more white and blue pieces in the nursery. They have been replaced with my handwoven furniture. A lot of toys have been removed, too. They live in the attic of the Victorian shop now. I hope to replace them with some other toys soon... more beautiful toys. I think I have become more demanding and I am more critical with my miniatures, especially the old ones.
            The room has new inhabitants - three sisters. ANd one temporary guest...an Indian boy. He used to sell newspapers in front of the Victorian shop but he doesn't fit this role.
            In the  nursery there are still no beds for the littlest children, no chest of drawer, no jug and bowl, no fireplace screen but I hope I will provide them as soon as possible.

Przed i po...
Before and after...