sobota, 28 lutego 2015

Książki, książki i jeszcze raz książki. Books, books, books.

             
   

         Nadszedł czas, aby pomysleć o zapełnieniu półek w miniaturowym sklepie. Co prawda dach sklepu jeszcze nie jest gotowy, ale witryny jak najbardziej. Na pierwszy ogień poszły książki. Wszystkie otwierane, dwustronnie drukowane i z oryginalną zawartością. Niektóre postarzyłam herbatą i pastelami, inne wyglądają jak nowe.

       To nie pierwsza moja przygoda z książkami i zdecydowanie nie ostatnia. Półek w sklepie jest przecież sporo. No i przyznaję, że miniaturowe książki wciągnęły mnie tak samo, jak te pełnowymiarowe. Z tą może różnicą, że te malutkie ciężko przeczytać.





             The time has come to think about filling the shelves in my miniature shop. Well, the roof of the shop is not finished yet but the shop windows are ready. The first items I decided to create are books. They all open, they are printed on both sides and they have the original content. Some of them have been oldened, others look like new ones.

             It's not my first adventure with books and surely not the last one. There are so many shelves in the shop! And I admit that I love the miniature books almost as much as I like the real size ones. The only difference is that it is quite difficult to read the miniature pages.




A to książki, które wykonałam już dość dawno do dziecinnego pokoju w wiktoriańskiej kamienicy. 
And here are the books that I made long time ago to my VIctorian nursery.




poniedziałek, 23 lutego 2015

Blachy do pieczenia. Cake baking tins.

       
      Odkąd podarowałam kucharce "Wiadomości kryminalne" mieszkańcy wiktoriańskiego domku głodują. Zamiast gotować kucharka spędza całe godziny na czytaniu artykułów o Kubie Rozpruwaczu i innych przestępcach. Oby nie wyniknęło z tego nic złego... Aby więc zagonić panią Obermaier do pracy zrobiłam dla niej blachy do pieczenia. Może one przywrócą jej kulinarną wenę twórczą.

          Blachy wykonane są z wieczka od opakowania po kawie zbożowej. Pozostałe przedmioty są również mojej produkcji, ale są to starsze "dzieła".

         Since I gave 'Police News' to my cook the inhabitants of the Victorian house have been
starving. Instead of cooking, Mrs. Obermaier spends hours reading about Jack the Ripper and other criminals. I hope it won't finish badly. So, to make the cook cook I have prepared some cake baking tins for her. Well, maybe they will bring her some new "professional" ideas.
         The tins are made of an aluminium coffee container cover. All the other things visible in the photos are made by me too, but they are my older pieces.





poniedziałek, 16 lutego 2015

Prywatne życie kucharki. The cook's private life.

                 
    Wiktoriańska kucharka... no cóż, jej życie zdecydowanie nie należało do najłatwiejszych. Cały dzień przy fajerkach, aby zaspokoić wszystkie zachcianki państwa domu. Siekanie, faszerowanie, pieczenie, szorowanie. Na szczęście po wielogodzinnym wysiłku nadchodził wreszcie czas odpoczynku. Co robiły kucharki wieczorową porą? Popatrzcie co robi moja.


              Pani Obermaier, bo tak postanowiłam ją nazwać, prowadzi całkiem ciekawe życie prywatne. Jest wierną czytelniczką "Wiadomości policyjnych", znanego wiktoriańskiego  tygodnika kryminalnego, robi na drutach i prowadzi potajemną korespondencję ze swoim ukochanym, owdowiałym  rzeźnikiem. Na stole w jej pokoju (który w przyszłości będzie dzieliła ze służącą) stoją dwa pięknie oprawione portrety. Kogo przedstawiają? To wie tylko kucharka. Kalendarz, który być może służy do planowania potajemnych spotkań oraz typowe wiktoriańskie okulary w okrągłych oprawkach.

              Wszystkie przedmioty należące do kucharki wykonałam własnoręcznie. Kalendarz, portrety, gazeta i listy to kopie prawdziwych wiktoriańskich egzemplarzy znalezionych w internecie i przystosowanych do potrzeb sytuacji. Także koszyk i kłębki wełny zwijałam osobiście. Przyznaję, że przerobienie pięciu rzędów oczek na dwóch cerówkach  przyprawiło mnie prawie o załamanie nerwowe... Kwiatek i okulary to także moja twórczość. Mam nadzieję, że pani Obermaier będzie zadowolona.



         A Victorian cook... her life was not an easy one. She was spending whole days by the range fulfilling all the culinary requests of the masters. Chopping, cutting, stuffing, scrubbing... Fortunately, after many hours of work, time for rest finally arrived. What did Victorian cooks do in the late evening? Look what my miniature cook does.


            Mrs. Obermaier, as I call her, conducts quite interesting private life. She is a faithful reader of Police News, a famous Victorian crime magazine, she knits and secretly exchanges letters with her beloved, widowed butcher. On the table in her room (that she will share with the maid in the future) there are two beautifully framed portraits. Who are the people in the portraits? That's one of the cook's secret. Then there is a calendar that may serve her to plan the dates with the butcher and typical Victorian glasses.  
            All the items I made myself. The calendar, the letters, the magazine and the portraits are the exact copies of real items found in the internet. The wool balls and the basket are made by me, too. I admit that trying to knit with two needles I have almost got a nervous breakdown. I hope that the cook will be happy with the items.



wtorek, 10 lutego 2015

Skarby babci Leoni. Grandmum Leonia's treasures.

           
        Wczoraj przytrafiła mi się wspaniała rzecz, a komu o niej opowiedzieć jeśli nie wam? Moja teściowa przywiozła mi wielka torbę koronek ręcznie robionych przez jej babcię. Po to oczywiście, by przyozdobić nimi mój wiktoriański domek. Ów koronki to prawdziwy skarb, maja ponad siedemdziesiąt lat. Niektóre były kilkumetrowe, do ozdoby firan, inne do sukienek, oprócz tego kilka serwet, ale udało mi się znaleźć również kilka malusieńkich egzemplarzy. Od razu przystąpiłam do działania. Popatrzcie. Moim zdaniem domek wygląda teraz zdecydowanie przytulniej i cieplej..

              Yesterday an amazing thing happened to me. My mother - in -law brought to my house an
enormous bag full of beautifully handmade by her grandmother pieces of lace. She brought it to me to decorate the Victorian dollhouse. All the pieces of lace are real treasures. They are more than seventy years old. Some of them were very long, for curtains, others were made to decorate dresses, then some pieces of table - linen but I have managed to find some really small pieces, too. Just look! I think the house seems much more comfortable and warm now.

A tu już koronki "w akcji". And here the pieces of lace "at work".








sobota, 7 lutego 2015

Malwa. A hollyhock.

                   
          

            Po różach dla pani wiktoriańskiej kamienicy jakoś nie mogę rozstać się z kwiatami. Chyba to tęsknota za wiosną tak na mnie działa. Zabrałam się więc do tworzenia nowej rośliny. Tym razem to malwa. Właściwie sama nie wiem dlaczego właśnie malwa... może dlatego, że kojarzy mi się z cudownym dzieciństwem na wsi. Kolor żółty,bo właśnie taki papier miałam pod ręką. Następna będzie różowa. Przyznaję, że pracy było sporo bo każdy kwiatek lepiłam  z czterech wycinanych ręcznie płatków, każdy listek wycinałam i malowałam akrylami. Ale chyba było warto. Mi i pani Higgins malwa bardzo przypadła do gustu.




                        After the roses for the lady from the Victorian house I cannot forget about flowers. I suppose I miss the spring. So... I decided to create another plant. This time I chose to make a hollyhock. Why? Actually, I am not sure... maybe because it remembers me my happy childhood in the countryside. It is yellow because it was the only paper I got at home. The next one is going to be pink. It required a lot of work, each flower is handmade by joining together four handcut petals, every single leaf is also handcut and painted with acrilics. But I think it was worth working so hard. I like my  hollyhock very much and so does Mrs. Higgins.



Tak wyglądał początek... At the beginning...



A tu już gotowa malwa pod troskliwym okiem pani Higgins. Póki co nie zdecydowałam jeszcze o przeznaczeniu rośliny, więc pani Higgins ma nadzieję, że malwa trafi do jej ogrodu. Ogrodu, którego nie ma i jeszcze długo nie będzie ( z braku miejsca i czasu).

Ang here is the finished hollyhock cared for by Mrs. Higgins. I havent' d decided what to do with the plant yes, so Mrs, Higgins hopes it will be put in her garden. The garden that does not exist yet and won't exist for few next years (mostly because of lack of time and space).





wtorek, 3 lutego 2015

Róże dla pani domu. Roses for the lady of the house.

                   
              W zeszłym tygodniu dotarły do mnie dwie miniaturowe paczuszki z wymiany. Obie cudowne i wyjątkowe. Jedna zawierała przepiękne  winogrona od Emilii a druga upragnionego przeze mnie hiacynta i inne cudowne prezenty od Anny ( http://bezdomkowa.blogspot.it/).  Winogrona zajęły już miejsce na stoliku w saloniku dla gości w wiktoriańskim domku, a hiacynta przywłaszczyła sobie pani Higgins mówiąć, że będzie jak znalazł, kiedy dostanie swój własny kąt.
          Przypatrując się tym jakże misternie wykonanym maluszkom i we mnie zrodziła się chęć zrobienia czegoś innego niż kamienne posadzki. Jako, że ostatnio zupełnie zaniedbałam wiktoriański domek, postanowiłam znów wkraść się w łaski jego mieszkańców i przygotować dla nich coś wyjątkowego. Stanęło na różach dla właścicielki wiktoriańskiego domku. Od dawna zbierałam się do zrobienia kwiatów, ale nic oprócz monster mi nie wychodziło. Tym razem poszło chyba nienajgorzej. Róże wykonane są w całości ręcznie (przy użyciu wykałaczek i kleju winylowego) z modeliny Opla. 

                       Last week I got two miniature parcels from swaps. Both marvelous. Inside one of them there were beautiful grapes made by Emilia, inside the other one there was so much wanted by me hiacynt and other pretty gifts. The grapes has already been put on the table in the guests' parlour in the Victorian house. The hiacynt has been appropriated by Mrs. Higgins. She said that they are going to be a beautiful addition to "her place" when she will finally get one.
                       Admiring received gifts, so carefully handcrafted, I felt a desire to create something... something different than wall stones. And as I had neglected for some time my Victorian house I decided to reconquer their favour and to create something special for them... roses for the lady of the house. I had thought about creating some flowers for a long time but I was able to handcraft only monstera plants. This time I am quite satisfied. The roses are handmade using Opla paste, toothpicks and Vinyl glue.








A to "zdobycze" z wymian. And here are the swap items that I have received.








niedziela, 1 lutego 2015

Kamienny mur. The stone wall.

                   
           Po ostatnich pracach nad wiktoriańskim sklepem mogłabym chyba nazwać się królową wytłoczek. Któregoś wieczora, przypatrując mu się wnikliwie i zastanawiąjąc się nad jego wykończeniem, zamarzył mi się przed nim kamienny chodnik. A co lepiej imituje kamień niż wytłoczki do jajek? Udałam się więc do znajomej piekarni w poszukiwaniu ów wytłoczek i hojnie obdarowana pięcioma sztukami rozpoczęłam pracę. Każdy kamień został mozolnie wycięty i przyklejony  na drewnianej obtynkowanej bazie. Następnie zostały one pomalowane akrylami i suchymi pastelami. Osiągnięty rezultat podobał mi się tak bardzo, że oprócz chodnika przed sklepem postanowiłam wykonać jeszcze wnękę i mur po lewej stronie sklepu. Być może kiedyś stanie tam wiktoriańska latarnia uliczna. Póki co jednak kamienna posadzkę podziwia pani Higgins i jej drób.

           Having finished the recent works with the shop I could probably name myself the queen of egg carton. One evening looking at the shop and thinking about future works to do an idea about a stone pavement in front of it crossed my mind. And I loved it! And what is better to imitate the stone than egg carton? So I went to my baker and asked some. He was very generous and gave me five big egg cartons. Every single stone is handcut and glued on a wooden base covered with stucco. Then I painted them with acrilic paints and dry pastels. I liked the result so much that I decided to create another piece of  pavement and a stone wall on the left side of the shop. In the future I will put there an old Victorian street lantern. In the meantime, the wall is being admired by Mrs. Higgins and her poltry.