piątek, 25 listopada 2016

Dwa rozmiary. Two sizes.

                 
                















  
               Kiedy zaczęłam przygodę z miniaturkami nie miałam problemu z wyborem skali, szczerze mówiąc nawet się nad tym nie zastanawiałam.  Chyba większość gotowych domków produkowanych jest właśnie w 1:12, a poza tym nie ma problemów z zakupem wyposażenia w tym właśnie rozmiarze. Mimo, że moją miniaturową kamienicę wybudowałam sama to część wyposażenia kupiłam. 1:12 to zdecydowanie moja ulubiona skala! Ostatnio jednak dostałam zamówienie na kosz niemowlęcy w skali 1:6. Zgodziłam się, głównie z ciekawości. Przyznaję, że miałam wrażenie, że będę plotła to cudo w nieskończoność! Plotłam i plotłam i plotłam. Kiedy skończyłam wydawało mi się, że uplotłam kosz dla giganta! Trzymając go w dłoni zaczęłam zatanawiać się jak duże muszą być domki dla lalek w skali 1:6. Różnica ogromna! Sami zobaczcie.

               When I started my adventure with miniatures I didn't think much about the scale I should choose. Most of the ready made houses were in 1:12 and there was no problem getting furniture and other staff in this size. Although I have built my Victorian house by myself I have bought most of the furniture in second - hand shops. Yes! 1.12 is my favourite scale. Recently, however, I got a custom order for a 1:6 Moses basket. I accepted as I was curious about the result. I had never made any miniature in that scale before. It was a BIG challenge. I thought I would never finish handweaving it. It seemed so big! When I finally took it to my hand I started to wonder how big dollhouses in 1:6 scale are. What a BIG difference! Just take a look at the baskets.


piątek, 18 listopada 2016

Szklarenka. A greenhouse.


       Szklarenkę miałam w planach, ale bardzo odległych. Zbierałam do pudełka miniaturowe kwiatki, żeby było co do niej wsadzić, jak już ją sobie kupię. Chciałam taką malutką i zgrabną, z drzwiami i półkami... Kilka dni temu obchodziliśmy z mężem piątą rocznicę ślubu. No i co dostałam w prezencie??? Szklarnię! No cóż, w sumie to szklarnia na żywe kwiaty, na miniaturki nie bardzo się nadaje, ale należy docenić szczery gest. Tym bardziej, że mój mąż za miniaturkami raczej nie przepada. 


Przyznaję, że nie mam pojęcia jak się do tej szklarni zabrać. Najchętniej bym ją rozkręciła, przebudowała, przeszlifowała... Może jakieś witraże? Drewniany dach? Ściany wyłożone kamieniami z wytłoczek.? Pomocy!!! Póki co, wstawiłam do środka to co miałam. Stół i krzesło z surowego drewna pomalowałam akrylami. Fantastyczne kwiaty i jabłka to dzieła moich polskich koleżanek miniaturzystek. Postanowiłam, że ta szklarenka, chociaż pewnie wyprodukowana w Chinach, będzie hołdem dla polskich miniaturzystów!

                        I had been dreaming of a miniature greenhouse for quite a long time. I wanted to buy it one day. One day in far future. I had been collecting plants and flowers to put them into my "dream greenhouse". It was to be small, neat, with a nice door and shelves... A few days ago I celebrated my 5th wedding anniversary and my husband bought me a greenhouse! Well, it is rather a greenhouse for real flowers, not for miniatures but I do appreciate the gift! My husband doesn't like miniatures so it was a great thing for him to buy me a present like that!

                       However, I have no idea what to do with this greenhouse. I would like to rebuild it, paint it and who knows what else but... I suppose I shouldn't. Any ideas from you? In the meantime I put inside all the things I have collected so far. I have painted the barewood table and chair with some acrylic paints. All the flowers and apples are made by my Polish miniature friends. I have decided that the greenhouse, in spite of the fact that it's been probably made in China, will be a tribute to Polish miniaturists!






środa, 9 listopada 2016

Małe koszyki gospodarskie. Little household baskets.


        Kot czuje się lepiej to i ja wróciłam do moich robótek. Tym razem malutkie koszyki gospodarskie na specjalne zamówienie! Specjalne, bo dla wyjątkowych osób. Póki co w bieli i jasnym brązie. Brakuje jeszcze biszkoptowych, ale za te zabiorę się za kilka dni. Niestety praca z nitką numer 12 bardzo męczy wzrok. Tymczasem kilka zdjęć. Nie potrafiłam powstrzymać się od ich zrobienia. Taki miły przerywnik przy pracy.

        My cat feels better so I am back to my miniatures. This time litttle household baskets. A special order for special friends! I have made the baskets in white and light brown so far. There are still some very small baskets in biscuit brown waiting to be handwoven. I am going to work with them next week. Unfortunately handweaving using a thread no 12 is quite tiring for my eyes.  In the meantime, I just couldn't resist taking some photographs. 








wtorek, 1 listopada 2016

Kufry z siedziskiem. Ottomans.

             
            W jednym z ostatnich postów wspomniałam, że zabieram się do pracy nad dwoma roomboksami. No cóż, taki był plan.... a wiadomo, plany lubią się zmieniać. Na pierwszy ogień pójść miał pokoik dziecinny. Zrobiłam kartonową makietę, kupiłam drewno, wycięłam ściany i otwór okienny, zamówiłam tapetę. Byłam pełna energii i chęci do pracy, ale mi przeszło! Mój wierny, towarzyszący mi we wszelkich miniaturowych pracach kot bardzo się rozchorował. Od ponad dwóch tygodni dzielnie walczy o życie w klinice dla zwierząt, ale tworzenie miniaturek bez niego próbującego podkradać mi nitki, kawałki papieru czy gwoździki to nie to samo. Roomboks musi poczekać... i to nie tylko z powodu choroby kota, ale i dlatego, że tapeta, która do mnie dotarła ani kolorem ani strukturą nie odpowiada temu co widziałam na zdjęciach u sprzedającego. Muszę zastanowić się jak rozwiązać sprawę ścian. Być może otynkuję i pomaluję na biało, bo jak widać nie jest mi dane wytapetować pokoju w cudownym niebieskawym kolorze kaczego jajka.

           
           Kiedy zaczęłam planować ów roomboks wymyśliłam sobie, że zrobię w nim wystawkę moich wiklinowych prac, koszy na zabawki, koszyków dla niemowląt, w końcu to pokoik dziecinny. Przyszło mi na myśl, że przydałby się też wiklinowy kufer na bieliznę, ale taki z siedziskiem. Uplotłam, a jakże, nawet dwa - jeden w kolorze kości słoniowej a drugi w brązie. Sama nie wiem, który podoba mi się bardziej.


                   In one of the latest posts I mentioned that I was about to start buiding two roomboxes. Well, at least that was the plan...But as we all know plans like changing. I wanted to make a nursery roombox first. I bought some wood, cut the walls out, cut the window hole out, ordered some wallpaper. I was full of energy and suddenly... my cat felt sick. He's not an usual cat, he's my very special cat, my company, my friend. He's been fighting for his life in the veterinary clinic for two weeks now. Making miniatures without him trying to steal some nails or pieces of thread is not the same thing. The roombox must wait. And not only because of the cat's illness but also because the wallpaper that arrived to me a few days ago is far away from what I expected. I must figure out what to do with the walls. I wanted them to be wallpapered with some duck egg blue sheets but I suppose I will just paint them white.
                  When I started imagining my nursery roombox I wanted to put there some of my handwoven items - a toys basket, a Moses basket, a linen basket. And then I thought that an ottoman would be a great thing to add there. I have handwoven two - an ivory one and a brown one. I am not sure which one I like more.




I jeszcze wyniki rozdawajki!!! Koszyk piknikowy pojedzie do Pilar 6373 . Serdecznie gratuluję i proszę o maila z adresem do wysyłki. 

And now the winner of the giveaway!!! The picnic basket goes to Pilar 6373 . Congratulations!!! Please, send me an email with the shipping address!