piątek, 29 maja 2015

Stare skrzynki. Old crates.

               
      Podglądałam... podziwiałam... zazdrościłam... aż wreszcie spróbowałam zrobić je sama... Mowa o skrzyneczkach. Używane są praktycznie do wszystkiego, do przechowywania niepotrzebnych przedmiotów, warzyw, doniczek z kwiatami, jako ozdoby a nawet jako siedziska. Moje skrzyneczki natomiast nie służą do niczego...  No prawie do niczego... leżą sobie w kącie, obok sklepu i ... tworza klimat...  klimat zacienionego, nieco zapuszczonego i nie do końca bezpiecznego wiktoriańskiego zaułka . 
                  Skrzyneczki mają różne wymiary i kształty. Niektóre wykonane są z balsy, inne z  grubej tektury. Pomalowane zostały akrylami, a następnie pobrudzone suchymi pastelami, tak, by wyglądały na stare i zużyte. Niektóre, z racji tego, że nie potrafię pracować z balsą mają "ciekawe" odpryski, co jednak, według mnie, sprawia, że wyglądają na jeszcze bardziej autentyczne. Taki pozytywny efekt uboczny.
                   Przyznaję, że przez ostatnie dwa dni skrzyneczki sa moimi ulubionymi zabawkami. Uwielbiam układać je w różne kompozycje i fotografować . Sami przyznacie, że są bardzo fotogeniczne ...

                        I spied, I admired, I envied... and , finally, I decided to make them... I am talking about
... crates. They are used almost for everything-  to store old stuff, in gardening, as decorations, even to sit on them. My crates, however, are not used for anything. Almost for anything... Their task is to lie in the corner next to the shop and to create the special atmosphere of an obscure, dirty and not very safe Victorian street dead end.
                       The crates are not the same size and shape. Moreover, some of them are made of balsa wood and the others of thick cardboard. They are painted with acrilics and then soiled with dry pastels to make them look used and old. As I am not very good at cutting balsa wood and some crates have got "interesting" damages and chips. In my opinion they look more authentic with them... just a positive side effect.
                    For two days the crates have been my favourite toys. I just love making different compositions with them and taking photographs of them. You must admit that they are very photogenic...









piątek, 22 maja 2015

Nauka o muszlach. A conchology display.

           
 Pierwszy ciepły wiosenny spacer nad morzem w tym roku już za mną .... a razem z  nim i pierwsze znalezione muszelki... miniaturowe muszelki. Zaledwie kilka, ale wystarczająco dużo, by zrobić coś, o czym dawno myślałam. Cóż to takiego? Stół biblioteczny z elementami na temat konchiologii, czyli nauki o muszlach. Dwie otwarte książki, zbiór kolorowych obrazków przedstawiających muszle ślimaków morskich, zbiór rycin przedstawiających stworzenia morskie, dwie tablice przedstawiające gatunki ślimaków morskich oraz ... pokazowe okazy muszli i niewiarygodnie mała rozgwiazda umieszczone na stojaczkach. Wszystko wykonane z papieru i tektury (oprócz muszelek oczywiście). Większa część zbiorów umieszczona została już w bibliotece mojego wiktoriańskiego domku, ale kilka przedmiotów powędrowało do miniaturowego sklepiku.


            The first warm spring walk by the sea is already behind me ... and with it ... the first miniature seashells I found that day. Just a few of them but still enough to create something I had been thinking about... What is that? A conchology display for my Victorian library. Two opened books, a collection of prints with seashells, a collection of drawings representing sea life, two charts about conchology and sea life and some display seashells and an incredibly small starfish. Everything made of paper and cardboard ( apart from the shells, of course). A huge part of the items has been already displayed in the library but some of them have been placed into the Victorian shop.









wtorek, 19 maja 2015

Parawan dwa w jednym. A vanity screen two in one.

               
          Parawan to zdecydowanie jeden z elementów, których nie powinno było zabraknąć w wiktoriańskiej alkowie. Nie brakuje ich w moim miniaturowym domku, nie mogło więc zabraknąć go również w sklepiku. Stary, drewniany, zużyty i... dwa w jednym...
           Przyznaję, że nie potrafiłam zdecydować, czy chciałabym postawić w sklepie parawan wytworny, pięknie zdobiony, czy może prosty, dla średniozamożnej rodziny. Na dwa osobne parawany nie ma miejsca więc... ostatecznie jedna strona ozdobiona została z większym przepychem, druga natomiast ma szary stonowany kolor i biedniejsze zdobienia. Gdy jedna strona parawanu znudzi mi się zawsze będę go mogła odwrócić. Moim faworytem jest jednak wersja uboższa. Pięknie widać na niej ubytki drewna spowodowane wieloletnią eksploatacją przedmiotu.
          Parawan wykonany jest z balsy i pomalowany akrylami. Zdobienia wycięte są z kolorowego papieru i naniesione na drewno techniką decoupage.
       Jak widać na zdjęciach, oprócz parawanu udało mi się wreszcie zamontować sklepowe insygnia. Teraz już nikt nie pomyli jego nazwy...

          A vanity scren was one of the elements that could not be lacking in Victorian interiors. There are some in my miniature house so there must be one in the Victorian shop, too. Old, wooden, used and... two in one.
            I couldn't make my mind whether I wanted a beautifully decorated screen or a simple one. There is not enought space in the shop to keep two different screens there so ... I decorated one side of the screen with more elaborate flower motive and the other side with simplier ornaments. When I get bored with one side I can always reverse it. I like the poorer version much more, though, as it  seems worn and used.
             The screen is made of balsa wood and painted with acrilics. The ornaments are cut out of paper sheets.
            As you may see in the photo, apart from the vanity screen, I have finally managed to fix the shop sign. No one will confuse its name anymore...




środa, 13 maja 2015

Pickwick na targowisku różności. Pickwick in the old curiosity shop.

         
               
               Jak pewnie zdążyliście się już domyślić, nazwę sklepiku z różnościami zaczerpnęłam z twórczości Dickensa. Jego książki przeczytałam w trzech językach i nigdy nie mam go dość. Przyznaję, że to właśnie dzięki niemu i Thomasowi Hardy, za czasów studiów,  narodziła się moja wielka miłość do brytyjskiej literatury klasycznej. A skoro Dickens to i jedna z jego znanych wiktoriańskich postaci, czyli Pickwick. To właśnie on urzekł mnie najbardziej i dlatego to jego postanowiłam uwiecznić  w moim sklepiku. W jaki sposób? Tworząc jego portret. Ostatnio pisałam o zakupionych ramkach. Wykorzystałam je właśnie do stworzenia obrazów do sklepiku oraz do wiktoriańskiego domku. Ramki są plastikowe, czego bardzo staram się unikać w miniaturach, ale nie wyglądają na takie i ładnie komponują się z pozostałymi sprzętami. Obrazy to fragmenty prawdziwych, wydrukowanych obrazów wiktoriańskich.
               Oprócz obrazów udało mi się zrobić również dwa stojące zegary kominkowe. Większy  z nich wykonany jest z tektury, natomiast mniejszy z modeliny. One również znalazły już swoje miejsce w sklepiku. W przyszłości chciałabym zrobić również działający zegar stojący, ale jeszcze nie czuję się gotowa na takie wyzwanie.




               As you have probably already guesses, the name of my shop comes from one of Charles Dickens's novel. I have read his books in three languages and I have never enough. It is thanks to him and Thomas Hardy that, during my studies at the university, I discovered my great love for the classic British literature. And if I mention  Dickens I must mention one of his most famous characters , Pickwick. I like the man and his adventurous life so much that I just had to immortalise him somehow in my shop. In what way? Creating his portrait. last time I wrote about the frames I had bought. I used them to this project. The frames are made of plastic, the material that I try to avoid in miniatures, but they are really nice and fit perfectly to the shop and the house. The paintings are printouts of pieces of real Victorian paintings.
             Apart from the paintings I have managed to create two miniature mantle clocks for the shop. The bigger one is made of cardboard and the smaller one is made of  Opla paste. In the future I would love to make a working longcase grandfather clock but ... I don't feel ready yet.

A tutaj możecie zajrzeć przez szparkę w ścianie do mojego wiktoriańskiego sklepiku, który powoli zaczyna się zapełniać.
And here you can take a look at the inside of my Victorian shop that I have started to furnish.



piątek, 8 maja 2015

Zakupy z drugiej ręki. Preloved items.

                 
           Wielokrotnie pisałam, że lubię "polować" na miniaturki. Jedni skaczą ze spadochronem, inni grają w kasynie, a mnie adrenaliny dostarczają udane zakupy.  Właśnie jakiś czas temu dokonałam kilku drobnych miniaturowych zakupów, których jeszcze nie prezentowałam. Pierwszym z nich jest tekturowe łóżko, które od razu wpadło mi w oko, gdyż cudownie wpisywało się w moją wizję pokoiku kucharki. Pani Obermaier też jest nim zachwycona. Nie będzie już musiała spać na siedząco oparta o stół. 
                   Razem z łóżkiem przyjechały do mnie sztućce i ramki. Z kupnem sztućców zanosiłam się już od dawna, ale żadne nie wydawały mi się wystarczająco delikatne. Aż tu pewnego dnia... same mnie znalazły. Przyznaję, że mimo iż są to tylko sztućce, dla mnie są prawdziwym skarbem. Póki co schowałam je do uchylonej szuflady w komodzie w jadalni chociaż zasługują na lepsze miejsce. Są przepiękne, bardzo dopracowane i eleganckie. Jak dowiedziałam się od poprzedniej właścicielki nabyte zostały we Francji i nigdy nie były używane, nawet do ekspozycji. Co do ramek... napiszę o nich następnym razem.


                    I jeszcze jeden przedmiot... biurko. Nie do końca potrafię określić do jakiej epoki powinnam je zaliczyć. Nóżki przypominają biurka ludwikowskie, ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. W każdym razie mebelek wspaniale prezentuje się w sklepiku z różnościami. Powiedziałabym nawet, że jest jego perełką. I pomyśleć, że kosztował mnie tylko równowartość dużej paczki kawy...
                 
                          I have already written it a lot of times... I like "hunting" for miniatures. Some people like parachuting, others like casino games and I get my portion of adrenaline while shopping.  Some time ago I purchased a few items that I haven't shown here yet. The first one is a cardboard bed.  As soon as I saw it I wanted to have it. It was just perfect for my cook. Mrs Obermeier is delighted with it, too. Now she won't have to sleep on the chair and leaned agains the table.
                            Together with the bed a set of miniature cutlery and some frames arrived to me. I am going to tell you about the frames the next time. The cutlery set, instead, is a real masterpiece. I just adore it and I treasure it. All the pieces are extremely well done. The previous owner informed me that the set had been bought in France and was not even taken out of the box. For the time being, I put it into one of the drawers in the dining room but it definitely deserves a better place.
                            And then there is a desk. I am not sure about its style. I am not an expert but it looks like Louis XV's furniture. At least, the legs. The desk fits perfectly into the Victorian curiosity shop. I wouls say it has become its best piece. Immagine that it cost more or less like a big packet of coffee.


poniedziałek, 4 maja 2015

I jeszcze więcej tektury... And some more cardboard...



                                                     
   
     Dokładnie tak! W moim miniaturowym domku zagościło jeszcze więcej tektury. Zaczęło się od mebelków do pokoiku dziecinnego, ale ... wśród tylu cudowności trudno zachować zimne nerwy... i kupować z rozsądkiem. Tak więc oprócz łóżeczka i krzesełka, które pokazywałam poprzednio, w moje ręce dostała się również klatka dla ptaków i konik na biegunach. One również wykonane są z tektury.
        Jeśli chodzi o klatkę to przyznaję, że początkowo byłam nią absolutnie zafascynowana, ale po krótkim namyśle zaczęły nachodzić mnie wątpliwości co do jej rozmiarów. Wiktorianie lubili przesadę i przepych, to fakt, ale czy ogromna klatka dla ptaków w miejskim domu to nie za dużo? Ależ skąd! Klatkę pomalowałam na srebrno i ustawiłam w pomieszczeniu obok biblioteki. Trochę ją obniżyłam, gdyż w oryginalnym rozmiarze haczyła o lampę zawieszoną na suficie. Może za kilka lat wymienię ją na taką prawdziwą drucianą klatkę, ale póki co, musi wystarczyć papierowa imitacja.

           Konik natomiast był moim marzeniem. Chyba każdy z nas
dosiadał w dzieciństwie konia na biegunach. Pamiętam, że mój był brązowy i wyglądał bardziej na konia pociągowego niż na rumaka. Wiktoriańskie konie na biegunach były natomiast szare i pięknie zdobione. Stąd też i kolor mojego miniaturowego konika. Pomalowałam go akrylami i ustawiłam w pokoiku dziecinnym, w którym zaczyna już robić się ciasno. Póki co, konika na biegunach dosiada pluszowy miś, który uczestniczy w wojnie domowej dzielnie trwając przy boku swojego kilkuletniego właściciela.

        Yes! That's true! Some more cardboard items have found their place in my miniature dollhouse. It all started with just a piece of furniture for the nursery but... looking at all that beautiful staff in the shop it was not possible to buy just one or two things... So, apart from the bed and the feeding chair that you've already seen there are two more items - a birdcage and a rocking horse.
     
       As far as the birdcage is concerned, at the beginning, when I got it,  I was absolutely fascinated with it but after a while I started to think about its dimension. It was huge. The Victorians loved splendour and expensive objects in their houses but... wasn't an enormous birdcage too much even for them? Not at all! I painted the cage with silver acrilics but I had to lowered it a bit as , in its original size, it was touching the ceiling lamp. I would love to replace it with a real wire cage one day but ,for the time being, I am happy with what I have.
       When it comes to the horse, it was my dream. I think everyone used to play with a rocking horse in childhood. I remember mine... it was brown and seemed more like a cart horse than like a steed. Victorian rocking horses were grey and beautifully decorated. That's why I painted my miniature horse grey. I placed it in the nursery. It is getting quite crowded. At the moment one of the teddy bears is mounting the horse. They are taking part in a "room war".