czwartek, 27 lutego 2014

Wieczorne podglądanie. Night watching.

       
       
       Wczoraj dotarły do mnie ostatnie zamówione żyrandole i wreszcie mogłam oświetlić także pokoik dziecinny.  Nie mogłam doczekać się wieczoru by w pełni cieszyć się działającym oświetleniem. Przyznam, że jestem bardzo podekscytowana i efekt końcowy bardzo mi się podoba. Nie powstrzymałam się oczywiście od pstryknięcia kilku zdjęć. Sami popatrzcie.
        Yesterday the last order with chandeliers arrived and ,finally, I was able to lit the nursery up. It was hard to wait till the evening to enjoy fully the working lighting. I must say that I am very excited and I am very pleased with the final result. I could not keep me from taking some photographs. Just look!
     

wtorek, 25 lutego 2014

Skrzynia na zabawki. A toy box.

   
         

     W moim domku jest jeszcze tak wiele do zrobienia, że gdy tylko znajdę wolną chwilkę, od razu myślę, za co by się zabrać. A wolnych chwil jest niewiele, więc i prace idą powolutku. Ostatnio zamówiłam ostatnie brakujące  żyrandole do pokoiku dziecięcego i nie mogę doczekać się przesyłki. A tak przy okazji, przyglądając się mebelkom dla dzieci doszłam do wniosku, że brakuje skrzyni na zabawki. Od razu przystąpiłam do działania.
   
        Skrzynia jest bardzo prosta, wykonana ze sklejki i pomalowana farbami akrylowymi tak, by pasowała do reszty wykonanych przeze mnie mebelków. Wieko skrzyni otwiera się i w środku znajdują się już zabawki. Następne w kolejce do wykonania są stoliczki nocne. Oczami wyobraźni już widze ten pokój, przytulny i kolorowy... ale do końca jeszcze długa droga.

   There are still so many things missing in my miniature house that when I find some free time I immediately think what to do. Unfortunately there is so little free time and the works proceed very slowly. Recently I have ordered the last missing lamps for the nursery and I can't wait the parcel. By the way, looking at my nursery furniture I noticed that there is no toy box. And I decided to make one.

     The box is very simple, made of plywood and painted with acrilic colours so that it matches the other pieces of the nursery furniture. The lid can be opened and there are already some toys inside the box. The next thing to make will be the bedside tables. With the eyes of my imagination I already see the nursery finished, very comfy and colourful... but there is still a lot way before me.

środa, 19 lutego 2014

Wiktoriańskie kuferki podróżne. Victorian travelling boxes.

         

        

Już dość dawno temu zakupiłam w sklepie z artykułami dekoracyjnymi dwa małe drewniane pudełeczka. Kupiłam je ze względu na bardzo niską cenę, ale nie miałam na nie pomysłu. Nie nadawały się na pudła na kapelusze, gdyż były za małe. Aż tu kilka dni temu dostałam znak od losu. Urwał mi się pasek od mojej ulubionej torebki - listonoszki. Zwykła materiałowa torebka z materiału przypominającego len, ale posiadająca ciekawą wszywkę imitującą skórę. To właśnie ten kawałek postanowiłam wykorzystać. Tak oto powstały dwa kuferki podróżne.

         Podróżowanie w epoce wiktoriańskiej nie należało do wielkich przyjemności. Nie od razu przecież pojawiły się pociągi. Początkowo klasa średnia przemieszczała się tzw. omnibusami. Było to coś w rodzaju pierwszych publicznych autobusów, ale ciągniętych przez konie. Omnibusy kursowały na krótszych i na dłuższych trasach. Czasem podróż trwała kilka dni ( z przystankami na noclegi). Jak można sobie wyobrazić, bagaż, który umieszczany był na dachu pojazdu, narażony był nie tylko na ewentualne perturbacje pogodowe, ale także na upadki i otarcia w czasie jazdy lub przy przełądunku. Stąd też kufry musiały być solidne.

     Zrobione przeze mnie kuferki wyglądają na całkiem mocne i wytrzymałe. Wewnątrz wyklejone są pomarańczowym filcem. Zapięcia to miniaturowe sprzączki ( z torebki). Wieczka kuferków otwierają się, tak więc ich wnętrza nie pozostają puste. Jak widać kuferki przetrwały już pierwszą podróż i dotarły cało wraz z siostrą pana domu do mojej miniaturowej wiktoriańskiej posiadłości.


         Quite a lot of time ago I bought in a shop with decorative articles two small wooden boxes. I bought them because of their really low price but I did not have any idea for them. They were not suitable for hat boxes because they were too small. Finally, some days ago the fate gave me a sign. The strip from my favourite bag broke off. It was a very simple kind of a postman bag made of linen but with a very nice insertion looking like leather. I decided to use  the insertion fabric. In that way two travelling boxes came to exist.

       
Travelling in the Victorian era was not a great pleasure. At the beginning there were no trains and the middle class used so called omnibuses. They were "first public buses" pulled by horses. The omnibuses run short and longer routes. Sometimes a journey lasted a few days ( with night stops). It can be easily imagined that the travelling boxes, put on the roof of the vehicle, were exposed not only to weather perturbations but to falls and scratches, too. For that reason they had to be solid.
        My boxes seem to be quite strong and resistent. Inside I glued some orange felt. The fasteners are made of the bag buckles. The boxes open and I could not resist to put some items inside. As you can see the boxes have "survived" the first journey and have arrived to my little Victorian mansion together with the lord of the house's sister.

 Wiktoriański omnibus miejski (zdjęcie z internetu). 
 A Victorian city omnibus (photo taken from the internet)

piątek, 14 lutego 2014

Drzwi. The doors.

     
          Jak już wiele razy pisałam, wszystko to, co możliwe, staram się wykonywać w moim domku sama. Tym razem przyszła kolej na drzwi wejściowe - te główne oraz te dla służby. Dostępne są oczywiście piękne gotowe drzwi, ale robiąc je sama, mogłam dostosować ich wymiary do moich potrzeb i upodobań. Wybrałam bardzo prosty model (głównie ze względu na moje ograniczone zdolności ). Marzyły mi się oczywiście witraże, rzeźbione zdobienia, mosiężna kołatka itp. Myślę jednak, że drzwi, mimo, że dość banalne, dobrze wpasowały się w charakter całego domu.

      Wykonałam je ze sklejki o grubości 0,5 cm oraz listewki o szerokości 1,5 cm. Kolor grafitowy, tak, aby komponowały się z dachem. Kołatkę zrobiłam z elementu do tworzenia biżuterii i drucika, a zamek do drzwi z pasty Opla. Drzwi otwierają się. Skorzystałam ze sposobu używanego w gotowych szafach - drzwi zamocowane są na dwóch malutkich gwoździkach, jednym u góry i jednym na dole, co daje możliwość manewrowania nimi. 


      I wrote many times that I try to make all the simple elements of the house by myself. This time I created the front doors - the main front door and the door for the staff. There are a lot of beautiful doors to buy, but as I made them by myself I was able to choose the size I needed. Of course, I was dreaming of stained glass, handcrafted decorations, a cooper knocker etc, too, but, as I am not an experienced craftswoman my doors are very simple. However, I think they fit in well.
     I made them of 5 mm thick plywood and a 15 mm wide strip of wood. They are graphite, the same colour of the roof. The knocker is made of a small element used to create jewellery and a piece of wire, the door lock is made of Opla paste.
     The doors can be opened. I used a very simple method "employed" in miniature wardrobes - two little nails. It permits to "manoeuvre" the door, to  open and close them, to push them inside the house or pull them outside.


piątek, 7 lutego 2014

Zmiana na lepsze? A change for better?

             
       No i nie wytrzymałam... Gdy opublikowałam post o  sypialni dla gości długo przyglądałam się załączonym zdjęciom. Tak jakoś raziła mnie wielkość koronkowych ozdób na pościeli. Doszłam do wniosku, że to jednak nie ta skala i chociaż przyznam, że koronka, której użyłam jest ręcznie wyszywana i odziedziczona po babci męża, to jednak postanowiłam zmienić pościel na bardziej pasującą rozmiarem. Nie wiem tylko czy jest równie ładna, bo o wiele skromniejsza. Pomyślę jeszcze nad dodatkami.
      Pościel uszyłam ręcznie ze starego bawełnianego prześcieradła. Fioletowa narzuta to specjalnie zakupiona do tego celu kuchenna ściereczka. Jest bardzo przyjemna w dotyku i wydaje się być ciepła. A do tego ma ciekawy wzór. Cóż, gdyby goście wiedzieli w czym śpią, ich odwiedziny byłyby bardzo krótkie. Myślę, że dokonałam zmiany na lepsze. Co wy na to?


            I did not resist... After having published my post about the guests' bedroom I spent long hours watching and contemplating the photographs that I had attached to it. I was not satisfied with the size of the lace decorations of the bed linen. I came to the conclusion that it did not fit the scale and, even if the lace I used had been embroided by hand and I had inherited it from my husband's grandma, I decided to change it for something that matches the scale. I don't know whether the new bed linen is more beautiful, it is for sure more modest. I must think about some more decorations.
          The linen is sewed by me, by hand. I used an old cotton sheet. The purple bedspread is made of a dishcloth that I had bought for that purpose. It is really soft in touch and it seems to be warm. What's more, it has got a nice pattern on it. Well, if the miniature guests knew what I had used for their bed linen, their visits would probably be much shorter. I think that I have made a change for better. What do you think?



czwartek, 6 lutego 2014

Wejście dla służby. The staff's entrance.

         
         Kiedy jakiś czas temu robiłam projekt schodów do mojego domku zdałam sobie sprawę, że w całej mojej miniaturowej wizji zapomniałam o rzeczy fundamentalnej - o wejściu dla służby. Cóż za przeoczenie! W epoce wiktoriańśkiej, w domach dość zamożnych, które dbały o swój wizerunek, nie do pomyslenia było, aby służba i "Państwo" używali tego samego wejścia. No i co to by był za wstyd, gdyby pod drzwiami któregoś dnia spotkali się goście i hodowca świń, który przyszedł kupić kuchenne odpadki... Tak więc powstało osobne wejście - pod głównymi schodami. (Drzwi, póki co są w fazie tworzenia, ale otwór został już wycięty).
          Muszę przyznać, że bardzo inspiruje mnie ten malutki zakątek domu i stał się jednym z moich ulubionych. Podejrzewam, że będzie on bardziej tętnił życiem, niż wszystkie inne pomieszczenia. Służące z sąsiedztwa, dostawcy mleka, mięsa, uliczni sprzedawcy... wszyscy będą udawać się właśnie tam. Całość wykonana jest z drewna i pokryta tynkiem. Schody dodatkowo pokryte są masą modelarską DAS, by przypominały chociaż trochę wydepany granit. Kolor biały...

         Dziwne to trochę? Już tłumaczę. Otóż główne schody każdego ranka były bardzo dokłądnie czyszczone przez służącą. Biedna kobieta o świcie musiała zdrapywać wszystkie zabrudzenia z każdego schodka. Do tego co jakiś czas schody były bielone - stąd też moja decyzja.
      Podłogę w wejściu dla służby wyłożyłam własnoręcznie zrobionymi płytkami chodnikowymi (gruba tektura, tynk i akryle), które miały wyglądać na wychodzone. Jak widać wejście jest całkiem spore i na pewno postaram się zagospodarować każdy jego centymetr. Skrzynki z warzywami, worek z węglem... hmmm... może jakaś ławeczka na wieczorne spotkania kucharki i mleczarza... Przecież im też należy się coś od życia.

     
        When, some time ago, I was making a project of the main external staircase I realised that I had forgotten about one of the most fundamental things - a staff's entrance. In the Victorian era, for the families that took care of their "image" a lot it was unthinkable to share the same entrance to the house with the staff. What a shame if one day some guests found themselves in front of the door together with a pig breeder that came to buy some kitchen leftovers... So a separate entrance has been built under the staircase. ( The door is being created but the door whole has already been cut out.)


        I must admit that this small part of the house inspires me a lot and it is one of my favourite ones. I suppose it is going to be much more full of life than any other room in the house. The maids from the neighbourhood, meat and milk suppliers, street sellers... all will go there. The structure is made of wood and plastered. The stairs are additionally covered with a modelling paste called DAS to make them similar to "used" granite. They're white.

         Does it seem strange? White stairs? I will try to explain my choice. The main external staircase every morning was cleaned very carefully by a maid. At dawn the poor lady had to remove every little piece of dirt from the stairs. What's more, from time to time the stairs were whitewashed.
        The pavement in the entrance for the staff is covered with handmade tiles ( cardboard, some plaster and acrilic colours) that were supposed to seem "consumed". As you can notice the entrance is quite big and I am going to fill every centimeter of it. Some wooden boxes with vegetables, a sack with coal... hmmm... and maybe a bench for the evening meetings of the cook and the milkman... They also should get something from life...